czwartek, 27 września 2012

Ślady lądowań UFO

Mimo wielu zrelacjonowanych lądowań UFO wciąż (oficjalnie) nie znaleziono choćby drobiny substancji o udowodnionym pozaziemskim pochodzeniu. Ufolodzy badali dotąd jedynie ślady pośrednie, prawdopodobnie pozostawione przez obiekty UFO w czasie krótkich pobytów na Ziemi. Zalicza się do nich odciski w gruncie, pogorzeliska, napromieniowanie oraz biologiczne zmiany roślinności. Liczba znanych przypadków sięga tysięcy, z czego jednak zaledwie kilka dokładnie zbadano i udokumentowano. Naprawdę o wiele za rzadko udaje się badaczom zebrać materiał dowodowy i informacje, niezbędne do przeprowadzenia poważnych analiz. Godną uwagi próbę w tym kierunku podjął Ted Phillips z USA. Ten zawodowy fotograf zajmuje się od 15 lat zdarzeniami, w czasie których UFO pozostawiło siady w otoczeniu. W tym czasie zebrał materiał z ponad 2100 bliskich spotkań w 64 krajach, z czego ponad 500 sam zbadał. Statystyczna ocena zbioru danych Phillipsa mówi sama za siebie. Pomijając kilka wyjątków, rosnący trend jest wyraźny i to mimo prób zagłuszenia zjawiska UFO. Stany Zjednoczone są tutaj na pierwszym miejscu, za nimi Francja i Australia. Powszechnie wiadomo, że te państwa są bardziej otwarte na problematykę UFO, stąd liczby w tabelce można wyjaśnić tym, że więcej świadków, dokonawszy obserwacji, ogłasza to publicznie bądź zwraca się do naukowców. W przeciętnym bliskim spotkaniu drugiego stopnia uczestniczą najczęściej dwie osoby, które widzą UFO z odległości zaledwie około 20 m. Obserwacje trwają zazwyczaj od jednej do pięciu minut. Co ciekawe, w bardzo wielu przypadkach występuje więcej niż jeden świadek. Przy próbach wyjaśnień trzeba brać pod uwagę ten fakt. Zakres oddziaływań sięga od uszkodzeń drzew do radioaktywności i poparzeń osób. W niektórych przypadkach widziano członków załóg UFO. Mniej więcej dwie trzecie z nich opisuje się jako niskich, 20% jako średniego wzrostu (w porównaniu z ludźmi), reszta wydaje się świadkom ponadprzeciętnie wysoka. Należy zwrócić uwagę, że w relacjach o porwaniach także występuje wyraźna przewaga pasażerów UFO określanych jako niskich. Wstępne wnioski, jakie Phillips wyciąga z uzyskanych przez siebie danych, są następujące:

1. Obiekty UFO, które zaobserwowało kilku świadków jednocześnie, są zazwyczaj urządzeniami posiadającymi masę (a nie zjawiskami świetlnymi kategorii B i znajdują się chyba pod inteligentną kontrolą.

2. Dla zostawionych przez nich siadów w wielu wypadkach nie da się, zdaniem Phillipsa, znaleźć konwencjonalnych, naturalnych wyjaśnień.

3. Wciąż brakuje szczegółowych, naukowych badań.

Opracowanie Teda Phillipsa nie może być oczywiście uznane za ostateczne, ale obszerny zbiór danych powinien przynajmniej wzbudzić zainteresowanie naukowców. Jako przykład bardzo interesującej obserwacji. którą Phillips dołączył do swojego zbioru, chcielibyśmy przedstawić przygodę Ronalda Johnsona. Syn farmera z Delphos w stanie Kansas pewnego wieczoru w listopadzie 1971 roku zajmował się owcami, gdy usłyszał łoskot i ujrzał promieniujący, jasny obiekt. Powierzchnia UFO mieniła się wszystkimi kolorami tak jasno, jak łuk spawarki. UFO unosiło się jakieś 60 cm nad ziemią. Młody Ronald przestraszył się mocno, ujrzawszy obiekt znajdujący się między drzewami w odległości około 25 m od niego. Oczy go bolały, kiedy przypatrywał się UFO; mimo to potrafił podać jego przybliżoną wielkość: około 3 m średnicy i 3 m wysokości. Chłopiec słyszał też skrzypiący odgłos jakby starej pralki. Po chwili dolna część obiektu rozjaśniła się i UFO zaczęło wznosić się po krzywej z dużą prędkością. Kiedy przelatywało nad położoną w pobliżu stajnią, wydawany przez nie dźwięk się zmienił - brzmiał teraz jak odgłos odrzutowca. Ronald stracił na krótko wzrok, po chwili jednak znowu ujrzał obiekt na niebie, daleko na południu. Chłopiec pognał do domu, aby opowiedzieć rodzicom o latającym spodku. Był wyraźnie podniecony i przestraszony, ojciec wyszedł więc na dwór, aby rozejrzeć się za UFO. I rzeczywiście pan Johnson także ujrzał jasne światło na niebie. Zawołał żonę, która zaobserwowała je również. Kiedy zjawisko znikło, rodzina poszła na miejsce, gdzie Ronald widział unoszące się UFO. Na ziemi ujrzeli świetlisty krąg. Rodzice Ronalda dotknęli go - był zimny. W dotyku powierzchnia sprawiała wrażenie jakby zeskorupiałej albo skrystalizowanej. Pani Johnson zauważyła u siebie dwie fizjologiczne reakcje: zdrętwiały jej koniuszki palców (którymi dotykała ziemi), a na nodze po zetknięciu ze świecącym materiałem pojawiła się plamka. Kiedy Johnsonowie poinformowali o zdarzeniu lokalną prasę, dowiedział się o nim także Ted Phillips. Razem z miejscowym szeryfem przesłuchał świadków i pobrał dodatkowo próbki ziemi, które zbadano w różnych laboratoriach. Zdarzenie, w czasie którego dokonano bardzo ciekawej obserwacji (ale znoi nauka miała tylko ograniczone możliwości badania). Przypadek ten zapisał się w annałach badań nad UFO jako obserwacja Zamory. W 1964 roku około godziny 17.50 w amerykańskim stanie Nowy Meksyk policjant Lonnie Zamora zaobserwował na horyzoncie dziwne zjawisko świetlne. Jego dalsze przygody były przedmiotem licznych teleksów, wymienianych między FBI a Strategie Air Command (Dowództwo Lotnictwa Strategicznego - SAC) w Albuquerque w Nowym Meksyku. Pierwsza wiadomość, przesłana z SAC do FBI, streszcza relację świadka w oszczędnych słowach (dokument ten został odtajniony dzięki prawu FOIA). Czarne paski oznaczają miejsca ocenzurowane:

"Informację uzyskano około 24-25 kwietnia 1964 roku od [ocenzurowano], uznawanego za osobę trzeźwą i poważną. [ocenzurowano] z Socorro w stanie Nowy Meksyk zauważył 0 17.50 - znajdował się wówczas na południe od Socorro - płomień na południowo-zachodnim niebie; chciał sprawdzić, co to jest, gdyż pomyślał, że wybuchł magazyn z dynamitem.

Po drodze, w odludnej okolicy, mniej więcej 1,5 km na południe od Socorro, zauważył w zagłębieniu terenu w odległości około 270 m białawy obiekt, który wyglądał jak przewrócony samochód. Obok obiektu były dwie osoby w kombinezonach sprawiających wrażenie białych.

Świadek podszedł do miejsca oddalonego około 30 m od obiektu i znajdującego się 7-8 m wyżej. Nie było widać nikogo. Usłyszał dwa lub trzy głośne, głuche, cosekundowe uderzenia, po czym obiekt uniósł się z hukiem w górę, wyrzucając niebieskawe i pomarańczowe płomienie. Potem hałas ustał, płomienie znikły, a obiekt oddalił się z ogromną prędkością i przepadł za odległymi górami.

Przestraszony [ocenzurowano] przekazał swoje obserwacje przez radio [ocenzurowano]. [ocenzurowano] pojawił się szybko na miejscu zdarzenia, zauważył na ziemi cztery nieregularne wybrzuszenia i cztery równomierne wgniecenia o średnicy 40 cm, w odstępach średnio co 4 m.

[ocenzurowano] mówi, że obiekt był owalny, podobny do piłki do futbolu amerykańskiego, prawdopodobnie długości 6 m, w środku miał wymalowany znak wysokości mniej więcej 75 cm i długości 60 cm. Brak innych świadków, którzy słyszeliby huk lub widzieli płomienie bądź sam obiekt".

Świadek widział więc niezwykły obiekt latający, który na pierwszy rzut oka był obiektem wojskowym, ale hipoteza ta ze względu na niezwykłe możliwości obiektu upadła. Przedstawiciel pobliskiej bazy, przybyły wkrótce na to miejsce, znalazł na ziemi cztery wypalone stanowiska 1 wgniecenia, które najwyraźniej pochodziły od podpór obiektu. SAC sformułowało w raporcie przypuszczenie, że być może obiekt miał związek z wojskową operacją nieznanego celu o kryptonimie Cloud Gap (Prześwit w chmurach), która właśnie odbywała się w tym rejonie. Tak jednak nie było - Office for Special Investigation (Biuro Dochodzeń Specjalnych) w Albuquerque nie zdołało w czasie śledztwa znaleźć niczego, co potwierdzałoby tę hipotezę. SAC napisało dla FBI:

"OSI, Baza Sił Powietrznych Kirtland, Albuquerque, Nowy Meksyk, 24 kwietnia 1964 roku, zawiadamia, że obserwacji dokonanych przez [ocenzurowano] z Socorro, Nowy Meksyk, nie jest w stanie wyjaśnić".

W zamian Strategie Air Command w teleksie do FBI, datowanym na 27 kwietnia 1964 roku, przytoczyło przypadek obserwacji z La Madeiry, który powiązało z obserwacją z 24 kwietnia 1964 roku:

Syn rolnika zauważył wieczorem na podwórzu ojca w odległości 100 metrów obiekt "wyglądający jak zbiornik z butanem", wysokości około 4-5 m, otoczony niebieskimi płomieniami, które wydawały się wydobywać z otworów w ścianie. Następnego dnia w miejscu, gdzie widział obiekt. znalazł wypalone, okrągłe stanowisko na ziemi i cztery prostokątne wgniecenia o średnicy 30 cm. Odkrył też kilka równych, okrągłych wgnieceń o średnicy 7 cm. FBI wysłało do La Madeiry agenta, aby zbadał sprawę. Ten wypytał świadka i doszedł do wniosku, że ma do czynienia z poważnym obserwatorem. Następnie udał się do Socorro, aby sprawdzić relację z pierwszej obserwacji. Znalazł opisane wyżej ślady i przesłuchał pierwszego świadka. Jego wypowiedź także uznał za prawdziwą.

W poprzednio opisanym przypadku obserwacja UFO została co prawda udokumentowana relacjami świadków, a prawdziwość zdarzenia sprawdzona przez przeszkoloną osobę, ale nie nastąpiło szczegółowe naukowe zbadanie śladów lądowania. Tym samym przeoczono i zmarnowano cenny, być może, materiał dowodowy. Więcej szczęścia mieli europejscy naukowcy w przypadku słynnej obserwacji, zwanej Trans-en-Provence, do której doszło we Francji 9 stycznia 1981 roku. Tego dnia na posterunku żandarmerii w Draguignan odebrano telefon z pobliskiej wioski Trans-en-Provence. Żandarmów poinformowano, że zaobserwowano lądowanie nieznanego. dziwnego obiektu. Świadkiem był emeryt Renato Nicolai, który od kilku lat mieszkał z żoną w swojej posiadłości w Trans.

Było około piątej po południu. Renato robił coś przy pompie wodnej za domem, kiedy jego uwagę zwrócił dziwny, słaby gwizd. Mężczyzna odwrócił się w stronę, z której dochodził dźwięk, i zobaczył w odległości 70 m na wysokości wierzchołków drzew lądujący obiekt. Według jego opisu miał on kształt elipsoidy obrotowej z wąskim pierścieniem w najszerszym miejscu. Zdumiony Nicolai ruszył w stronę obiektu, który tymczasem osiadł na środku wąskiej drogi, i schronił się za chatką, stojącą około 30 m od obiektu, aby go obserwować. Widział, jak UFO przez krótki czas pozostawało w pozornym bezruchu na ziemi. Następnie obiekt wzniósł się kilka metrów w górę, po czym zniknął z dużą prędkością na północnym wschodzie. Przez moment Nicolai widział w dolnej części obiektu cztery otwory w kształcie dysz, z których jednak ani przez chwilę nie wydobywały się płomienie czy dym (jak w przypadku rakiet). Jego uwagę zwróciło tylko to, że startując UFO wzbiło do góry trochę pyłu. Kiedy dziwny obiekt znikł, Renato Nicolai udał się na miejsce lądowania. Odkrył na ziemi niezwykłe siady, które później szczegółowo analizowano w laboratoriach francuskich i amerykańskich. Najbardziej rzucał się w oczy kolisty odcisk o średnicy około dwóch metrów. Wzdłuż promienia tego koła znajdowały się dwa przeciwległe pola o długości 80 cm i grubości 10 cm, które sprawiały wrażenie, jakby w tym miejscu podłoże (pozbawiona asfaltu, wąska, polna droga) zostało wygładzone. Ponad 40 dni po tym wydarzeniu ślad na ziemi wciąż jeszcze był widoczny. Żandarmeria z Draguignan odwiedziła gospodarstwo pana Nicolai; urzędnicy pobrali różne próbki gruntu i roślin w celu poddania ich analizie laboratoryjnej. Oprócz tego powiadomiono specjalny wydział francuskiego Narodowego Centrum Badań Kosmicznych (CNES) -Unidentified Aerospace Study Group (Zespół Badawczy ds. Niezidentyfikowanych Zjawisk Atmosferycznych i Kosmicznych - GEPAN). Naukowcy z tego zespołu badają według zasad naukowych niezwykłe zjawiska atmosferyczne. Normalnie GEPAN nie zajmowałby się taką obserwacją, jaką poczynił pan Nicolai, ale to szczególne wydarzenie stwarzało wyjątkową możliwość porównania relacji świadka (obserwacji obiektu) z fizycznymi śladami pozostawionymi przez UFO. Kiedy specjaliści z GEPAN po szczegółowych rozmowach ze świadkiem przekonali się o jego wiarygodności, mogli przystąpić do analizy miejsca lądowania. W tym celu 23 lutego 1981 roku pobrano nowe próbki gruntu i przekazano do dalszych badań w laboratorium CNES w Tuluzie. Wizualna kontrola grudek gruntu wykazała, że odciski w ziemi powstały prawdopodobnie wskutek obciążenia mechaniczno-termicznego. Następnym krokiem było przeprowadzenie fizykochemicznej analizy materiału. Naukowcy z laboratorium w Boussens próbowali znaleźć materiały lub substancje organiczne, które występują podczas stosowania zwykłych urządzeń technicznych. Nie odkryto jednak ani żadnych pozostałości spalania w silnikach, ani innych metalicznych zanieczyszczeń. Tym samym było oczywiste, że siady lądowania na ziemi nie pochodziły od maszyn rolniczych, np. od ciągnika. Uniwersytet im. Paula Sabatiera w Tuluzie znalazł w próbkach z miejsca lądowania substancje, które, jak wykazały badania porównawcze, nie występowały w promieniu kilku metrów od tego miejsca. Pierwszy, wstępny wniosek, wynikający z badań laboratoryjnych, był taki, że na wspomnianym lądowisku nastąpiły zmiany chemiczne i fizyczne. Za prawdopodobną przyczynę przyjęto obciążenia mechaniczne i termiczne. Zagadka stała się znacznie ciekawsza, gdy biochemik Michel Bounias przeprowadził szczegółowe badania roślinności i gruntu z miejsca lądowania. Nakazał on pobranie próbek bezpośrednio z lądowiska i, do celów kontrolnych, z miejsc odległych o kilka metrów. Dokonano tego 4, 15, 40 i 730 dni po wydarzeniu. Dzięki temu Bounias mógł, po pierwsze, ustalić różnice między dotkniętym (właściwe ślady lądowania) a nie naruszonym obszarem, a po drugie, zbadać, czy miejsce lądowania zmieniało się z biegiem czasu. Bardzo dokładna analiza Bouniasa została podbudowana interpretacją wyników, opartą na modelu matematycznym. Dokonano przy tym kilku istotnych odkryć:

1. Bounias zaobserwował znaczące (ewidentnie wykraczające poza ramy przypadku) zmiany biochemii roślin w miejscu lądowania. Procentowa zawartość lipidów, wolnych aminokwasów i enzymów różniła się wyraźnie od wartości, jakie stwierdzono w próbkach kontrolnych. Tabela II przedstawia na przykład spadek koncentracji barwników fotosyntetycznych na lądowisku w porównaniu z próbką kontrolną.

Substancja Miejsce lądowania (nmol/kg) Stanowisko kontrolne (nmol/kg) Chlorofil A 0,58-0,13 0,87-0,19 Chlorofil B 0,45-0,10 0,62-0,14

Tabela II. Koncentracja chlorofilu A i chlorofilu B w liściach młodych roślin była na lądowisku w Trans-en-Provence niższa niż na stanowiskach kontrolnych na nieskażonym gruncie. W powyższej tabeli koncentracja ta podana jest w nanomolach na kilogram

2. Wystąpiły znaczące zmiany zależności między stężeniem barwników fotosyntetycznych i aminokwasów. Wskutek określonych procesów przemiany materii, w roślinach istnieją pewne związki między fotosyntetycznymi produktami rośliny a wolnymi aminokwasami. W przypadku zaburzeń, spowodowanych przez czynniki wewnętrzne bądź zewnętrzne, te relacje mogą ulec zmianie. I właśnie to stwierdził Bounias. Próbki pobrane 730 dni po obserwacji wykazywały zależności prawidłowe - takie jakie powinny występować w normalnych warunkach. Oznacza to, że mniej więcej dwa lata po zostawieniu siadów przez obiekt jego oddziaływanie praktycznie nie dawało się już zmierzyć. Natomiast próbki roślin pobrane 40 dni po wydarzeniu wykazywały skrajne odchylenia od normy, relacje były odwrotne!

3. Stwierdzono, że koncentracja poszczególnych biochemicznych produktów roślin pozostawała w zależności od odległości od miejsca lądowania. W przypadku barwników fotosyntetycznych zjawisko to wystąpiło najwyraźniej. Oznacza to, że im bliżej lądowiska, tym gwałtowniej zmniejszało się ich stężenie. Ten spadek mógł być spowodowany czynnikami podobnymi do promieniowania elektromagnetycznego. Przemawia za tym fakt, że koncentracja barwników zależała od kwadratu odległości od źródła promieniowania.

Jaki wniosek należy wyciągnąć z analizy Bouniasa? Naukowiec na podstawie wyników swoich pomiarów doszedł do wniosku, że w miejscu lądowania z pewnością musiało wydarzyć się coś niezwykłego. Przebadane rośliny wykazywały wyraźne zmiany w zależności od upływu czasu i odległości od lądowiska. Jakkolwiek Bounias przypuszczał, że przyczyną zmian mogło być promieniowanie elektromagnetyczne, nie potrafił jednak dokładnie określić natury tego zjawiska. Wobec przedstawionych faktów relację świadka Renato Nicolai trzeba traktować poważnie. Jego obserwacja wraz z naukowymi dowodami stanowi bardzo silną poszlakę, że w Trans-en-Provence rzeczywiście wydarzyło się coś niezwykłego.

Autor: Helmut Lammmer, Oliver Sidla

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz