czwartek, 27 września 2012

Niemcy

Wywiad Stanów Zjednoczonych od dawna interesował się zjawiskiem NOL-i, Po uchwaleniu Ustawy o swobodnym dostępie do informacji ujawniono liczne meldunki i informacje z całego świata, przy czym najstarsze z nich sięgały aż roku 1940. Wiele z nich pochodziło z tak zwanych jawnych źródeł, jak na przykład zagraniczne gazety, periodyki (wywiad literacki - LITINT) lub audycji radiowych. Poniższa relacja, przetłumaczona z greckiej gazety na użytek CIA, opisuje lądowanie NOL-a w RFN, czego świadkami byli w lipcu 1952 roku Oskar Linke i jego córka, zamieszkali w pobliżu Hasselbach.

Odebrawszy od Oskara Linkego, czterdziestoośmioletniego byłego burmistrza Gleimarshausen w Berlinie Zachodnim, oświadczenie, że był naocznym świadkiem incydentu, oficerowie wywiadu przystąpili do badania najbardziej niezwykłej relacji o "latającym spodku". Zgodnie z tą relacją, obiekt "przypominający ogromną patelnię" o średnicy około piętnasta metrów wylądował na leśnej polanie w radzieckiej strefie Niemiec. Linke wraz z żoną i sześciorgiem dzieci niedawno uciekł z tej strefy. Linke i jego 11-letnia córka Gabriella złożyli tydzień temu następująco oświadczenie, zaprzysiężone przed sędzią: "Kiedy wracaliśmy do domu z Gabriellą, w pobliżu miasta Hassclbach wysiadła nam opona w motocyklu. Gdy szliśmy na piechotę do Hasselbach, Gabriella zwróciła moją uwagę na coś, co znajdowało się jakieś sto czterdzieści metrów od nas. Ponieważ zapadał zmrok, pomyślałem, że pokazuje mi młodego jelenia. Postawiłem motocykl obok drzewa i podszedłem do miejsca wskazanego przez córkę. Kiedy jednak znalazłem się pięćdziesiąt pięć metrów od tego czegoś, stwierdziłem, że moje pierwsze wrażenie było błędne. Zobaczyłem bowiem dwóch mężczyzn, którzy teraz znajdowali się czterdzieści metrów ode mnie. Mieli na sobie jakieś lśniące metalicznie ubrania. Pochylali się nad czymś leżącym na ziemi. Zbliżyłem się na odległość dziesięciu metrów. Wyjrzałem zza niewielkiego płotu i wówczas dostrzegłem ogromny obiekt o średnicy trzynastu-piętnastu metrów. Wyglądał jak gigantyczna patelnia. Na obrzeżu były dwa rzędy otworów o obwodzie około trzydziestu centymetrów. Odległość między obydwoma rzędami wynosiła mniej niż pół metra. Na szczycie; tego metalowego obiektu znajdowała się stożkowata, mniej więcej trzymetrowa wieża. W tym momencie córka, która pozostała nieco z tyła, zawołała mnie. Obaj mężczyźni musieli usłyszeć jej głos, bo natychmiast wskoczyli do tej wieży i zniknęli. Jeszcze przedtem zauważyłem, że jeden z nich miał z przodu lampę, która zapalała się i gasła w regularnych odstępach czasu. Teraz brzeg obiektu, w którym znajdowały się otwory, zaczął błyszczeć. Najpierw był to kolor zielony, a potem przemienił się w czerwony. Równocześnie dało się słyszeć lekkie buczenie. W miarę jak jasność i buczenie się wzmagały, stożkowa wieża zaczęła się wsuwać do wnętrza obiektu. Cały obiekt powoli wznosił się i wirował. Wydawało mi się, jakby był oparty na cylindrycznym urządzeniu, które wysunęło się z jego środka i teraz wystawało z dolnej części, sięgając ziemi. Obiekt, otoczony kręgami płomieni, znajdował się teraz kilka stóp nad ziemią. Zauważyłem, że zaczął powoli unosić się, a cylindryczne urządzenie, na którym się wspierał, zniknęło w środku i pojawiło się ponownie na jego szczycie. Szybkość wznoszenia była coraz większa. Jednocześnie oboje z córką usłyszeliśmy gwizd podobny do tego, jaki wydają padające bomby. Obiekt przyjął pozycję horyzontalną i skierował się w stronę sąsiedniego miasta Stockheim, a następnie, nabierając wysokości, zniknął za wzgórzami i lasem". Wiele innych osób, zamieszkałych w tym samym rejonie co Linke, także informowało o pojawieniu się obiektu, który - ich zdaniem był kometą. [...) Po przedstawieniu tego zeznania sędziemu, Linke oświadczył dodatkowo: "Pomyślałbym, że obcuje z córką mamy jakieś przywidzenia, gdyby nie pewien element tej scenerii: gdy obiekt zniknął, poszedłem w to miejsce, gdzie się przedtem znajdował. Znalazłem okrągłą dziurę w ziemi, widać, że świeżo wykopaną. Miała taki sam kształt, jak stożkowata wieża. Wtedy już byłem pewien, że to nie było przywidzenie". Linke ciągnął: "Przed ucieczką z radzieckiej strefy Berlina nigdy nie słyszałem określenia "latający spodek". Kiedy zobaczyłem ten obiekt, od razu pomyślałem, że to-jakaś sowiecka maszyna wojskowa. Muszę przyznać, że ogarnął mnie strach, bo sowieci nie chcą, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, co robią...".

Autor: Timothy Good

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz